Mieszkając na co dzień w betonowym lesie, mieście biznesmenów,oddychając zatrutym powietrzem, ciągle się gdzieś śpiesząc lub stojąc w korkach można zatracić radość życia. Lecz ja mam to szczęście,że gdy już mi jest za "duszno" wracam do domu, do taty- na wieś. Wstając dzisiaj z łóżka jeszcze w piżamie, z kubkiem kawy w ręce wyjrzałam przez okno i zobaczyłam kwitnące kwiaty na podwórku. Uśmiech automatycznie pojawił się na twarzy a nogi same zbiegły po schodach aby wyruszyć na ogródek po świeżą rzodkiewkę. Gdy jechałam do domu, zmęczona, wykończona ciężką pracą postanowiłam, że przez całe święta nie ruszam się z łóżka i leniuchuje.Lecz jednak moje sportowe adhd wzięło górę i już dziś wsiadłam na rower i wyruszyłam przed siebie.O fantastycznym wpływie jazdy rowerem na naszą sylwetkę mogłabym rozpisywać się tutaj godzinami, lecz jednak dzisiaj skupię się na tym jak zbawiennie wpłynęło to na moją dusze i jak oczy nie mogły się nacieszyć widokami. Gdy tylko wyjechałam na drogę od razu wiedziałam, że to będzie piękny dzień.
Cisza,spokój, zieleń i słońce. Czy można chcieć więcej? |
Nie miałam zaplanowanej trasy, nie wiedziałam gdzie dojadę, jechałam wprost przed siebie ciesząc oczy widokami. Po jakiś 10 kilometrach moim oczom ukazało się prześliczne jeziorko schowane w lesie które przypadkiem dostrzegłam. Jak widzicie pierwszy efekt uboczny aktywnie spędzanego czasu daje powera do dalszej przygody.
w wyśmienitym humorze spotkałam również towarzyszkę drogi: przedstawiam wam : Panią Czaplę!
Czasem sobie myślę, że nic mnie już nie zdziwi ale może ktoś zgubił ?
Napełniona dobrym humorem, tryskająca energią po przejechaniu 20 km wróciłam do domu na pierogi.
a na sam koniec :
TO TYLKO JA :) |
Tymczasem ja uciekam przebiec swoje 6 km ale o tym w następnym poście.
trzymajcie się,
Cathrina. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz